Translate

Cz. I. 2 Kalendarium - 1241 7-9.04 bitwa pod Legnicą, pogromu akt I.



Rok 1241 – 7-9. 04 bitwa pod Legnicą – pogromu akt I.
Wertując Wikipedję na temat bitwy pod Legnicą i analizami klęski napotykam na uwagi różnych autorów dotyczące Wacława I Czeskiego, cytuję:
1. Według autora przyczyną klęski chrześcijan były większe możliwości manewrowe armii Bajdara oraz brak wsparcia posiłkami pod wodzą władcy Czech Wacława. 
2. - skoro Wacław I Czeski mimo przechwałek nie ważył się ich zaatakować, gdy szli w kierunku Węgier.
3. Do przyjęcia bitwy w niesprzyjających okolicznościach, tj. przed połączeniem z wojskami Wacława I, zmusił Henryka szybki pochód wojsk mongolskich i próba odcięcia jego wojsk od Czechów.
4. Wyjątkami tutaj byli tylko rycerze spod znaków templariuszy i joannitów oraz król czeski Wacław I, który jednak ostatecznie uchylił się od pomocy, zatrzymując swoje oddziały w odległości jednego dnia od Legnicy (obawiał się pewnie, że w przypadku klęski wojsk chrześcijańskich Królestwo Czech stanie się łatwym łupem wojsk mongolskich).

... i zadaję sobie pytanie; dlaczego?
Polska wersja Wikipedii nie wspomina żadnych relacji kronikarzy czeskich na temat odsieczy Wacława I a szkoda.

Na podstawie własnych znalezisk i znajomości terenu mogę twierdzić, że  Henryk Pobożny podjął decyzję o przystąpieniu do bitwy ze świadomością, że pomocy od Wacława nie otrzyma.
Widział w nocy łuny setek ognisk w obozowiskach Mongołów na drodze Wacława. Obozowisk ukrytych na południu za Ostrzycą a głównie w dolinach za Sołtysią Czubą oraz na wprost w Dolinie Sądreckiej.
Znając mobilność Mongołów nie sposób pominąć ich wywiadu. Na pewno mieli posterunki obserwacyjne na Ostrzycy z widokiem na Legnicę i Góry Kaczawskie i całe Pogórze. Ponadto patrolowali prawy (wschodni) brzeg Bobru oraz w pobliżu przepraw i mostów.

fot. 1. Panorama z Sołtysiej Czyby. Widok na Legnicę - strzałka - gołym okiem widoczne bloki mieszkalne, po prawej widoczne na zdjęciu blokowiska Złotoryi (bliżej!).  Z Ostrzycy (z lewej ) widok 360 st., posterunek obserwacyjny. 

Obserwowali każdy ruch nadchodzącego Wacława i Legnicę.
Wacław natknął się na miejscową ludność uciekającą przed pogromem. Wiedział stąd, że Tatarzy już tu są i wiedział w jakim celu, żeby nie dopuścić do jego połączenia z głównymi siłami pod Legnicą. Nie miał wiedzy, czy są to główne siły Mongołów, czy tylko ich część i wolał tego nie sprawdzać na własnej skórze.

W całym rejonie Tatarzy poruszali się bezkarnie, bo wszystkie siły; rycerstwo, wojowie i ochotnicy zgromadzeni byli pod Legnicą. Miejscowa ludność pozostawiona była sama sobie, mogła tylko uciekać i uciekała. Zapewne mieszkańcy Wlenia i okolic szukali schronienia za murami Zamku, bo załogi do obrony nie było. 
Po rozmiarach tej fali uchodźców Wacław mógł poznać tylko pośrednio siły wroga. Od przestraszonych uciekinierów dowiadywał się o kolejnych miejscowościach zajętych przez Mongołów. Strach ma wielkie oczy a informacje o siłach wroga w relacjach przestraszonej ludności mnożyły się i rosły z każdą godziną i nie sposób było ich zweryfikować. Dzięki dużej mobilności nawet małych oddziałów Tatarzy sprawiali wrażenie, że są wszędzie na drodze Wacława. A przecież o to Tatarom chodziło, o zatrzymanie Wacława wobec wielkiej siły przeciwnika.
Wybór Tatarów padł na Bystrzycę, bo była największą i najbogatszą wsią na ich drodze. Każdy postój wykorzystywali na uzupełnianie zapasów i tu mieli ich w bród. Prawdopodobnie popas trwał dzień lub dwa i był dla Mongołów odpoczynkiem od walki a zamierzony cel osiągnęli.

Ja mogę jedynie przypuszczać, gdzie mogło być główne obozowisko Mongołów wysłanych do przestraszenia Wacława. Mieściło się w dolinie pomiędzy górą Sołtysią Czubą od północy a Mniszkiem (Szeroką) od południowego wschodu, wsią Bystrzyca z zachodu i we wsi na łagodnych stokach potoku Wierzbnika.
Strategicznie miejsce schowane za pierwszymi górami, najbliższe Legnicy i o kilka godzin drogi. Stąd wachlarzem rozesłane oddziały pilnujące wschodniego brzegu Bobru aż po Lwówek Śląski. Przecież Tatarzy nie wiedzieli, którą drogą (traktem) pójdzie Wacław. A ówczesne trakty do pilnowania to;
- trakt Kowary – Legnica, na odcinku od Wlenia (przeprawa mostowa), przez Bystrzycę do Legnicy.
- trakt Via Regia, na odcinku Lwówek Śląski (tam przeprawy mostowe przez rzekę) do Legnicy.
- trakt Wleń – Lwówek Śląski po zachodniej stronie Bobru z koniecznością budowy przeprawy przez rzekę.
Piszę o traktach, bo nie można brać pod uwagę szybkiego przemieszczania się kilku tysięcy wojska z ciężko zbrojnym rycerstwem i taborami po drogach polnych i leśnych (górskich). Niezbędne były przeprawy mostowe lub ich pospieszna budowa na trasie przemarszu.
Co więcej, zarówno trakty jak i drogi zawalone były uciekającą ludnością, której Tatarzy wcale nie atakowali ale pokazywali się korzystając z tych samych dróg, dla nich ważny był efekt psychologiczny. Ta ludność miała zanieść wieść o ich obecności na wszystkich traktach i drogach, Wacławowi.

ZNALEZISKA.

 fot. 2. - opis.
1. Fragment glinianej rączki czerpaka (miseczki z rączką) do picia wody. Wyobrażenie głowy wielbłąda. Bez wędzidła i kantarka na pysku, pysk przewiązany górą przez nos, wiązanie pod brodą i z pod brody od węzła poprowadzenie cugli.
Znalezisko na południowych stokach Sołtysiej Czuby – obok dużej płaskiej płyty kamiennej (naturalnego kamienia – stołu) leżącej na polu.
Import ze Wschodu.

 fot. 3. - opis.
2. Świstawka (piszczałka) wykonana z brązu.

I tu uwagi do wiedzy ogólnej.
W opisach nie znalazłem żadnego podziału formacji Mongołów. Występuje tylko określenie czambuł. Raz dotyczy 500, tak samo tysiąca, jak i 5-ciu tysięcy i więcej wojowników. Formacje Tatarów dotyczyły większej lub mniejszej liczby wojowników, których to historycy wcale nie rozróżniają.

To wyszło w tym znalezisku, bo dowódcy mniejszych formacji mogli posługiwać się piszczałkami z kości. Małe koszty i proste wykonanie, nawet samodzielne. Ale dowódca znacznych sił musiał mieć piszczałkę o innym dźwięku; tembrze i wysokości. W ferworze walki i zgiełku bitewnego jego dyspozycje (sygnały) wydawane świstawką musiały być słyszalne i rozpoznawalne przez wszystkich jego podwładnych. Stąd i takie a nie inne wykonanie a znalezisko należące do znacznego dowódcy.
Co ciekawe w konstrukcji świstawki są dwa uchwyty do wiązania rzemienia i zawieszenia przez szyję na piersiach. Tym sposobem świstawka nie bujała się na wszystkie strony i nie przeszkadzała w ruchach n.p. podczas strzelania z łuku, podczas jazdy konnej a to było ważne. A w porównaniu z piszczałkami z kości, była wyrobem drogim, dostępnym tylko nielicznym i zasłużonym.
Znaczyć to może, że jeden z dowódców koczował w moim ogródku, znalazłem ją przy sadzeniu sadzonek pomidorów.
Import ze Wschodu.

To znaczy, że dowódca oddziałów Tatarów zgromadzonych w Bystrzycy siedział sobie w namiocie, w moim ogródku, popijał kumys i czekał na komunikaty;
- o tym, że Wacław Czeski zatrzymał swój marsz,
- o tym, że ma się stawić pod Legnicą do bitwy.
Bo rozkaz miał jednoznaczny i kategoryczny – nie przepuścić wojsk Wacława.

I nawet, gdyby Wacław się nie zatrzymał, to w drodze do Legnicy te oddziały Mongołów wyprzedzały go o pół dnia i mogły mieć decydujący wpływ na przebieg bitwy.
Na wieść o zatrzymaniu wojsk, Tatarzy ruszyli w drogę do Legnicy. Na wprost mięli ok. 20 kilometrów i nie zważali na drogi. Ruszyli z Doliny Sołtysiej Czuby, przez Dolinę Sądrecką (Dzwonkową Drogą !) do Sokołowca i dalej przez Pogórze Kaczawskie. Zdążyli na czas.

fot. 4. Panorama Doliny Sądreckiej. Droga na wprost na Legnicę - strzałka. Po zejściu ze stoków Sołtysiej Czuby, po lewej pod lasem Dzwonkowa Droga do Sokołowca, po prawej Sądreckie Wzgórza. Tu też było obozowisko Tatarów, paliły się ogniska widoczne z Legnicy, to była informacja dla Henryka.

3. Przed laty poznałem we Lwówku kowala-demonstratora i jego pracownię pokazową. Wczoraj udałem się do Lwówka; kowala, pracowni ani podków nie znalazłem. Z czterech podków tatarskich, które wtedy miał w swojej kolekcji, poprosiłem go o jedną lub dwie, ale mi nie dał. A teraz słuch zaginął.
Podkowy były cieniutkie, grubości 2-4 milimetrów, ich wielkość wyraźnie mniejsze od zwyczajnych podków, jak na konie stepowe przystało, bo też na stepie grubsze nie są potrzebne.
Zardzewiałe i rozwarstwione, bo wykonane z żelaza z wytopu wgłębnego, w dymarce. Żelazo pozostawało w wytopie na dnie wraz z przetopioną skałą i zanieczyszczeniami. Przez kucie rozżarzonej bryły pozbywano się skały i zanieczyszczeń. Kolejne przekuwania młotem zbijało (zgrzewało) warstwy żelaza razem. Ale w ziemi z upływem setek lat korozja wchodziła między warstwy i współczesny wygląd takich wyrobów jest charakterystyczny, bo wielowarstwowy.
Pytałem kowala o pochodzenie; z okolic Lwówka i tyle.
Import ze Wschodu.

Ale jest to informacja, że Mongołowie dotarli wtedy aż pod Lwówek. Że kontrolowali ewentualną przeprawę i drogę wojsk Wacława pod Legnicę.
Lecz do przeprawy nie doszło i słusznie.

Tu muszę pochwalić rozwagę i decyzję Wacława I Czeskiego.
Jego siły zmierzające pod Legnicę szacuję na 2 do 3 tysięcy wojska, głównie rycerstwa. Logistycznie, jest to masa ludzi z taborami, przemieszczająca się tylko po głównych drogach. Zwarta grupa to łatwy cel do obstrzału chmurą strzał nawet przez niewielki czambuł, grupę 500 łuczników na koniach. Zdolnych podjechać lub zaskoczyć w zasadzce i wystrzelić kilka razy, aby zaraz uciec do przodu albo w bok za górę.
W dodatku, bez możliwości odpowiedzi, bo ich łuki refleksyjne strzelały dalej i silniej, przebijały nawet zbroję. Ponadto zwarta kolumna, to doskonały cel i każdy oddany strzał jest skuteczny. A strzelanie do Tatarów, do wybranych pojedynczych celów, bezskuteczne i poza zasięgiem czeskich łuków.
Zasadzka, przeszkoda na drodze lub przeprawa takiej kolumny, to możliwość wybicia wszystkich przez niewielki oddział Mongołów.

Wacław słusznie ocenił, że nie ma szans na dojście do Legnicy wobec taktyki, mobilności i łuków wojsk Tatarskich. Na tej drodze, przez ten jeden dzień, wytraciłby wszystkie swoje wojsko i nie dopomógłby Henrykowi Pobożnemu a sobie by zaszkodził. A na stracenie tej armii nie mógł sobie pozwolić, potrzebował jej przecież u siebie, do obrony Czech przed Ordą.
Miał szanse tylko w bezpośrednim starciu z przeciwnikiem ale Mongołowie do tego nie dopuszczali.

I uwaga dla Czytelników.
Artefakty, których nie ma w książkach ani w katalogach – nie istnieją dla nauki ani dla archeologów. Świstawka prezentowana wielu archeologom parzyła ich w ręce, bo nic takiego nie widzieli. Ale żadnemu nie przyszło do głowy, żeby wziąć ją do badań. Bo po co?
Każdy nieznany nauce artefakt jest przez nią odrzucany. Wiem o tym, bo od lat własnoręcznie opisuję nieznane nauce artefakty pozostawione na Dolnym Śląsku przez Homo erectusa. Także te znalezione i odrzucone (!) przez archeologów w czasie ich wykopalisk.
Nawet, jak ta nowożytna świstawka, wyraźna i czytelna dla wszystkich, nie tylko dla mnie.
ONA NIE ISTNIEJE DLA NAUKI !
„Pozdrowienia z Ciemnogrodu” na stronie;

foto autor, znaleziska własne.                                  Roman Wysocki
31.03.2016 Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.