Areszt.
Tak jak go pojmali, tak do majątku w Sądrecku Krystiana
zaprowadzili.
Tam po nocy w szopie spędzonej a w pętach wyprowadzili go do
drogi do Bełczyny. Do sióstr, do folwarku, bo to u nich służbę miał i to one
nad nim pieczę miały. Dziedzic Sądrecka nie skory był obcą gębę karmić a
przetrzymywać, przecie ze dwie niedziele miną, zanim Sąd się zbierze. To i
zarządził Marcinowi i temu drugiemu, żeby do sióstr Krystiana prowadzili i
powiedzieli, co trzeba, i areszt do dnia Sądu nakazali. Bo saren zabijanie po
książęcych lasach, to wbrew prawu jest i Sądowi podlega.
Parobcy pęta mu z tyłu zawiązali, żeby się w drodze imać
czego nie mógł i poprowadzili przez górę do Bełczyny.
Siostra przełożona już na sam widok za głowę się łapała.
W przytułku siostrze Magdalenie więźnia i przykazania
wszelkie zadali, i do dom wracali. Ale tu na miejscu jeszcze zamknięcia więźnia
dopilnowali.
Po ich odejściu Magdalena drzwi aresztu otworzyła i przez
otwarte wrota pytała;
- Cóżeś ty zrobił Krystianie, po co ci to było sarny zabijać?
- Zgrzeszyłeś jak zbrodzień jaki, przed sądem stawać
będziesz i co ty im powiesz?
- Czy ty tego nie żałujesz, przecie ty śmiercią za to zapłacić
możesz.
Krystian na litanię pytań siostrze nie odpowiadał ale na
kolejne zebrał się w sobie, to znaczy coś się w nim wezbrało i powiedział:
- Powiem, żem nie winien, niechaj udowodnią mi to. Ale
siostrze się przyznam, bom jest jej to winien. Sarnę zabiłem i zjadłem, żeby i
mięsa, i sytości zaznać. I zaznałem, bo taki żywot w głodzie i upodleniu nic
wart nie jest. Warto przeżyć coś w życiu, bo nawet jest co rozpamiętywać a jak
innej drogi nie ma to i umrzeć za to. Siostra tego nie zaznała, bo głodna nigdy
nie była. I nie żałuję, choćby mi za to życiem przyszło zapłacić, bo razem w
życiu przez dni kilka do syta się najadał i dobrze mi z tym było. Bo lepiej mi
to umrzeć sytym, niźli przez całe życie głodem przymierać.
Siostra Magdalena stała jak rażona piorunem, bo tylu słów na
raz przez tyle lat od niego nie słyszała
ale w tych słowach i oskarżenie dla niej wielkie było.
Upokorzona opuściła głowę, drzwi od szopy zawarła i poszła
do domu zakonnego, do refektarza, żeby modlić się za Krystiana duszę i swój
grzech śmiertelny. Okrutne to dla niej były słowa ale prawdziwe i chyba
dlatego, że wcale się ich nie spodziewała.
Bo w duchu racje mu przyznawała, choć nigdy głodna nie była.
Syty głodnego nie zrozumie, mówi prawda ludowa i jak w każdej prawdzie, prawda
w tym jest. Legła krzyżem w pokucie, bo modlitw wszelkich i słów do Boga z bólu
w sercu zapomniała.
Rację Krystianowi przyznać musiała i gorzko tego żałowała.
Wszak on niby wolny był ale na służbie, jeść niewiele lepiej od chorych
dostawał. Tyle, że od niedzieli bułkę bądź to kawałek placka mu się nie
poskąpiły. A jak było coś na kości do obgryzienia, to mu jak psu rzucano, tyle
że na talerz a nie na podłogę. Takoż jak pies w nie ogrzewanej szopie mieszkał,
bo palenisko, co do grzania wody było, to otwarte a sztabami żelaznemi
przykryte było. Żeby kocioł z wodą na
nim stawiać i tylko do tego służyło.
Podłe to było traktowanie i to była jej i sióstr zasługa.
Tyle, że to ciężkie czasy były, jak każde czasy się zdają. I jak we wszystkich
ciężkich czasach najgorzej najubożsi mieli, to też do czasu to znosili. Widać
było, że Krystian już tego nie wytrzymał, miał dość i zgrzeszył, przez nią
zgrzeszył.
Najtrudniej było ze swoją winą się Magdalenie pogodzić,
toteż biła się w piersi a do Boga prosząc o pomoc i Krystiana wybawienie.
Na areszt siostra przybudówkę do budynku przeznaczyła.
Przybudówka służyła do suchego i narąbanego drzewa przechowywania. Na ścianie
budynku stos składowanego drzewa był ułożony a z prawej pod ścianą przestronne
przejście było do podchodzenia po drwa. Na przeciwnej ścianie dwa otwory
wentylacyjne były, ot na jedną cegłę, żeby drzewo nie gniło a schło.
Krystian polan sobie na ziemi poukładał, żeby to na gołej
ziemi nie siedzieć ani w nocy na ziemi nie leżeć. Ale też nie miał nic do
roboty, to i lec na tym mógł, żeby dzień szybciej schodził. Bo też w szopie nie
mógł sobie pochodzić, za krótka na to była po ułożeniu legowiska.
Przy posiłku, który siostra Gertruda przyniosła o siano
poprosił, bo w szopie jak we wszystkich nie ogrzewanych pomieszczeniach tak
zimno było, że nie szło wytrzymać. Nic tylko zagrzebać się w siane i spać do
wiosny.
Ale do spania wcale mu się nie spieszyło, bo sprawy
przemyśleć potrzebował. Czy czego nie przeoczył, w występku swoim, czy jakie
dowody znaleźć mogą.
Przecie za drzewem niby chodząc, codziennie pod pazuchą
objedzone kości wynosił i w lesie w śnieg rzucał, aż objadł i wyrzucił
wszystkie. Nikt mu nic nie udowodni, że taka kość to jego jest. A co się przez
te święta i ze dwie niedziele, tego najadł i to do syta, tego mu nikt nie
odbierze. Bo też nigdy w życiu nie było mu tak dobrze, bo jak u samego Pana
Boga za piecem mu było.
Zaiste wydawało mu się, że mówiąc o wszystkim siostrze
Magdalenie, ciężar z siebie zrzucił. Ale to tylko pozór był, on się tylko tym
ciężarem podzielił, występku swego żadną miarą nie pomniejszając.
Siedział a właściwie przeleżał Krystian dni kilka jeden do
drugiego podobnych do siebie, nawet ich nie liczył. Bo to i nic się nie działo
a nawet, jakby się działo, to skąd miałby wiedzieć, co. Przecie siedział w
zamknięciu i tak niczego nie widział.
Codziennie posiłki dostawał, siostra Gertruda mu je
przynosiła, bo jako że najmłodsza w domu zakonnym była, to się nią siostry
wysługiwały. Ale ona i najmłodsza i pogodnego usposobienia była. Nic sobie z
tego nie robiła. A co robiła, to zawsze z uśmiechem i w pośpiechu wielkim,
jakby się paliło. W tym, co robiła, bardzo żywa dziewczyna to była. Toteż
wszyscy ją lubili, takoż i ona wszystkich lubiła, nikomu niechęci nie
okazywała. Nawet Krystianowi, za to, co zrobił. Zarzutów mu żadnych nie
stawiała. Zachowywała się tak samo, jak i poprzednio.
Krystian nie wiedział czyją zasługą było, że jadła, co je
dostawał było w bród a nawet zbyt wiele. Ruchu żadnego w szopie nie miał,
roboty żadnej nie wykonywał, to może i dlatego wszystkiego zjeść nie dawał
rady. Ale było do syta, jeśli w jedzeniu kaszy czy to chleba o sytości mówić można.
Bo przy takiej jednolitej strawie nawet posiłek żadną odmianą dnia codziennego
nie był.
Nie wiedział jednak czy to za sprawką siostry Gertrudy, czy
samej Magdaleny to było, bo co dzień rano kubek gorącego mleka dostawał. Nigdy
tak nie było, co najwyżej ciepłe przy dojeniu mu się nie raz trafiło. Bo
siostry przecie Gertrudę wykorzystywały to i do dojenia krowy wysyłały.
Siostry w swoim obejściu jedną krowę w szopie miały, i dla
nich mleka wystarczyło nawet do serów robienia. A, że mleko gotować potrafiły,
to i gotowane piły, bądź to w nim kluski jakie z mąki uklejone gotowały. Z
łyżką miodu to nawet i dobre było ale to już dla Krystiana wspomnienie tylko
było.
Bo w swoim obejściu trędowaci też oborę, co się w niej tylko
dwie krowy ostały, to i mieli. Ale gotować nie mieli jak, to surowe a ciepłe
pić musieli. W zimie to się po to mleko kolejka ustawiała, bo wnet w cebrzyku
zamarzało. Ciepłe i to szybko wypić je musieli.
To i schodziły mu te dni syto ale na niczym.
Autor. Roman
Wysocki
22.02.2016 Bystrzyca k.Wlenia